Są takie, które wmaszerowują do twojego serca jak do siebie. Rzucają kapelusz na wieszak, rozsiadają się w fotelu i patrzą na ciebie z bardzo kocią miną “no co, przecież ja tu mieszkam”.
Są takie, które wchodzą na palcach, zdejmują buty w przedpokoju, przysiądą na moment na krześle i zanim się obejrzysz – znikają, a ich wcześniejszej obecności nie zdradzi nawet ruch firanki.
Te pierwsze kochasz jak swoje, bo cóż ci czynić. Żywisz i hołubisz, a to jak panoszą się w twoim sercu obserwujesz z pewną dozą dumy i rozczulenia. Czasem zasypiasz z twarzą wtuloną w kłębek ciepłej mruczącej frazy.
Nieobecność tych drugich może wypatrzysz wśród nieporuszonych sprzętów, niedotkniętych książek, nierozsuniętych bibelotów. Może, gdy znów się przemkną, zdołasz je chwycić za rękę i poprosić “zostań”. Zostaną: zwiewne, migoczące, wtulone w jakiś kącik lub przycupnięte na etażerce, piękniejące z każdym uśmiechem, którym je obdarzysz.
Tylko pamiętaj, że mając w domu wróżkę musisz cholernie uważać, żeby jej koty nie zeżarły.