Anioł (dramat)

OSOBY:
ANIOŁ – Stróż. Stereotypowy: blondyn, młody, delikatny, włosy długie, skrzydła, białe szatki etc. Płochliwy, ze zdenerwowania się jąka.
BABA – w typie businesswoman. Zimna, opanowana, elegancka. Garsonka z krótką spódnicą, bardzo wysokie obcasy, makijaż stonowany, włosy gładko sczesane w kok. Inteligentna i złośliwa.
GRACZ – facet mocno przeciętny. Słaby psychicznie, skłonny do uzależnień i podatny na manipulację.

SCENA I
Anioł.

Pokój ładnie posprzątany. Stolik na środku, na stoliku talia kart. Barek, półka pod ścianą, na niej książki, gazety itd. Przy stoliku dwa krzesła, poza tym jest fotel albo sofa.
Anioł jest sam i źle się z tym czuje. Anioły-Stróże przyzwyczajone są do czyjejś obecności. Jest nerwowy. Krąży po pokoju, czasem przysiada na krześle lub fotelu, natychmiast się zrywa. Cokolwiek weźmie do ręki natychmiast odkłada starając się nadać temu poprzednią pozycję. Parokrotnie bierze ze stolika karty i również natychmiast je odkłada. Próbuje przeglądać gazety, natychmiast je jednak odkłada dokładnie w to samo miejsce. Po jakimś czasie znów bierze karty, przysiada, zaczyna rozkładać pasjansa. Burzy układ, składa karty, zrywa się. Wyjmuje książkę z półki, otwiera, zamyka, odkłada z powrotem na półkę. Znowu przysiada przy stoliku, bierze karty i zaczyna je tasować. Robi to niezgrabnie. Raz, drugi, trzeci.
Wchodzi Baba, Aniołowi karty wymykają się z rąk i rozsypują po stoliku i podłodze.

SCENA II
Anioł. Baba.

Anioł zrywa się i usiłuje zasłonić sobą rozsypane karty. Baba przygląda się chwilę Aniołowi ironicznie. Anioł schyla się, żeby pozbierać karty.
BABA: Gdzie on jest? (chwila ciszy, Anioł nadal usiłuje pozbierać karty) Anioł, mówię do ciebie.
Anioł zrywa się z podłogi wypuszczając z rąk pozbierane karty.
ANIOŁ: Ja… eee… prze-przepraszam. On… ja…
BABA: On. Nie ty. Ty mnie akurat mało interesujesz.
ANIOŁ: Tak… nie. T-to znaczy… on… ja. Przepraszam.
BABA (z politowaniem): Anioł, powiedział ci już ktoś, że jesteś beznadziejny?
Anioł milczy ze spuszczoną głową. Baba siada w fotelu.
BABA: Pytałam gdzie on jest.
ANIOŁ (bardzo cicho nie podnosząc głowy): Nie wiem.
BABA: Anioł, ty jesteś beznadziejny. Kasyna sprawdzałeś?
ANIOŁ: Nie.
BABA: Idiota.
ANIOŁ: Ja… ja się bałem wyjść. Bo on… to znaczy… żeby nie wrócił… bo ja mam… mam go przecież pilnować i jakby wrócił, a mnie nie było…
BABA: Świetnie go pilnujesz. Zwłaszcza w tym momencie.
ANIOŁ: To ja… polecę… p-p-poszukać.
BABA: Kiedy wyszedł?
ANIOŁ: Nie wiem dokładnie. Zmylił mnie. Z pięć godzin temu. Ch-chyba. T-to ja polecę…
BABA: Siedź już, sieroto boża. Jak poszedł pięć godzin temu, to zaraz wróci. Zgrany doszczętnie zapewne. (pod nosem) Pięć godzin. Ofiara. (głośniej, z sadyzmem) Czy ty, Anioł, wiesz, co się może stać przez pięć godzin? Można nogę złamać. Można zostać okradzionym, albo napadniętym. Można podpaść mafii w kasynie i zarobić nożem. Można się zgrać i iść się utopić. Albo rzucić pod pociąg. Albo wpaść pod ten pociąg przypadkiem. Albo pod tramwaj. Albo wejść w konflikt z jakimś bandziorem rozczarowanym faktem, że grzecznie poproszony o forsę gość jej nie posiada. Albo… (przerywa, bo Anioł siedzi jak kupka nieszczęścia i jest na granicy rozpłakania się. Efekt zatem został już osiągnięty, może się zatem dalej nie wysilać. Przygląda mu się ze złośliwą satysfakcją.)
ANIOŁ (po dłuższej ciszy): T-to ja… polecę…
BABA: Siedź, mówiłam. Jak się coś miało stać, to się już stało. Pięć godzin, kretyn jeden. Pozbieraj te karty. (Anioł gorliwie rzuca się na podłogę zbierać karty) I może byś mi tak wreszcie zaproponował coś do picia? Manier cię nie nauczyli?
Anioł zrywa się z podłogi, rozsypując zebrane karty, podbiega do barku.
ANIOŁ: Prze-przepraszam. M-m-może być s-sok?
Baba kiwa głową, Anioł nalewa, rozlewa (bo mu się ręce trzęsą z nerwów). Baba wzdycha i wznosi oczy ku niebu (“Ale niezdara”). Wchodzi Gracz.

SCENA III
Anioł. Baba. Gracz.

GRACZ (wchodząc, nie zauważa Baby): Aniele Boży, Stróżu mój!
BABA: Zgrałeś się.
GRACZ (spostrzegając Babę, do niej, radośnie): O, witaj, kochanie. Wręcz przeciwnie, myszko. Wygrałem. Odegrałem się za wszystkie czasy. Cieszysz się?
BABA: Nie. Miałeś nie grać.
GRACZ: Ale przecież wygrałem.
BABA: Miałeś nie grać. Wydaje mi się, że już na ten temat rozmawialiśmy.
GRACZ (do Baby): Aniołku…
ANIOŁ (gwałtownie): Mnie do tego nie mieszaj!
GRACZ (patrzy na Anioła zdumiony, jakby go pierwszy raz w życiu na oczy widział. Pauza. Podchodzi do Baby i próbuje ją objąć): Kotku…
BABA (odsuwając go z niesmakiem): Piłeś.
GRACZ: Ze szczęścia.
BABA (wstając): Idę.
GRACZ: Dokąd?
BABA: Do domu.
GRACZ: Przyjdę wieczorem.
BABA: Nie.
GRACZ: Ale…
BABA: Nie.
GRACZ: Kochanie!
BABA: Nie chcę cię więcej widzieć. Rozmawialiśmy o tym. Obiecałeś.
GRACZ: Ale…
BABA: Nie ma żadnego ale. Nie.
GRACZ: Spłacę długi. To był ostatni raz.
BABA: Już ci nie wierzę.
GRACZ: Przysięgam.
BABA: Nic mnie to nie obchodzi. Cześć.
Wychodzi. Wyciemnienie.

SCENA IV
Anioł. Gracz.

Gracz i Anioł siedzą przy stoliku. Gracz bawi się kartami, Anioł siedzi sztywno i patrzy na Gracza.
GRACZ: Zagraj ze mną.
ANIOŁ: Miałeś nie grać.
GRACZ: Od trzech tygodni nie gram. Zaraz zwariuję. Zagraj ze mną, bo nie wytrzymam i pójdę do kasyna.
ANIOŁ: T-to jest szantaż.
GRACZ: Nie. Rozpacz. (długa cisza. Gracz wstaje, bierze kurtkę) No, i tak udowadniam, że ona miała rację. Nie będę już mógł do niej pójść i powiedzieć: “Popatrz kochanie, od naszej ostatniej rozmowy nie byłem w kasynie. Ile to już? Trzy miesiące? No, widzisz, potrafię. Jak ci coś obiecam, to zawsze dotrzymam. I nigdy już nie pójdę. To też obiecuję.”
ANIOŁ (cicho): Boże, wybacz mi. (do Gracza) Wracaj. Z-zagram z tobą.
GRACZ: Równy z ciebie chłop.
Gracz siada, tasuje, rozdaje.
GRACZ: Ile?
ANIOŁ: Jedną.
GRACZ: Jak masz karetę, to już ci nic ciekawego nie dojdzie.
ANIOŁ: Skąd wiesz co mam?
GRACZ: Wszystko po tobie widać. Za bardzo jesteś spięty. Napij się czegoś na rozluźnienie. (wstaje, podchodzi do barku, wyjmuje butelkę i dwie szklanki)
ANIOŁ: N-n-nie pij.
Gracz wzrusza ramionami. Nalewa do szklanki. Potem waha się. Odstawia butelkę, do drugiej szklanki nalewa sok dla siebie. Wraca do stolika.
GRACZ: Masz, napij się.
ANIOŁ: Nie… ja…
GRACZ: Jak chcesz. (pauza, tasuje karty) Zagrajmy o coś, to ci będzie bardziej zależało.
ANIOŁ: Nie, no coś ty.
GRACZ: Ojej, na zapałki chociaż. Poker inaczej nie ma żadnego sensu.
ANIOŁ (bardzo cicho): Dobrze. Na zapałki.
Gracz przynosi zapałki, rozdziela. Rozdaje.
GRACZ: Ile?
ANIOŁ: Trzy.
GRACZ (wymienia karty, dorzuca zapałki do puli): Za pięć.
ANIOŁ: S-sprawdzam.
GRACZ: Gdzie się pchasz z tą swoją parą?
ANIOŁ: Znów było widać?
Gracz wzdycha ciężko.
ANIOŁ: Przepraszam. Postaram się.
Gracz rozdaje. Patrzy na Anioła. Wstaje.
GRACZ: Teraz dostałeś co najmniej fulla. Nudny jesteś. Wychodzę.
ANIOŁ: Nie, nie. Proszę. (pije to, co mu Gracz wcześniej nalał) Ja się naprawdę postaram.
Gracz siada, rozdaje. Patrzy na Anioła, uśmiecha się.
GRACZ: Ile?
ANIOŁ: Żadnej.
GRACZ: Anioł, tylko bez cudów, nie oszukuj.
ANIOŁ: Nie oszukuję.
GRACZ: Ok, rezygnuję. (zbiera karty, tasuje) Co miałeś?
ANIOŁ: Parę.
Gracz zamiera i patrzy zdumiony na Anioła. Potem kręci głową i rozdaje. W międzyczasie Anioł podchodzi do barku i nalewa sobie drugą szklankę. Wraca, zbiera karty.
GRACZ: Ile?
ANIOŁ (pijąc): Dwie.
Gracz wymienia karty. Dorzucają zapałki w milczeniu. Gracz co chwilę patrzy na Anioła, ale nic nie może wywnioskować.
GRACZ: Dobra. Sprawdzam. Co masz?
ANIOŁ: Parę.
GRACZ: Tak myślałem. Mało.
ANIOŁ: Czekaj. Dwie.
GRACZ: Mało.
ANIOŁ: Full.
GRACZ: Cholera.
Zbiera karty, tasuje. Anioł podchodzi do barku, nalewa sobie szklaneczkę. Wypija na miejscu, nalewa kolejną i wraca z nią do stolika. Zbiera karty. Wyciemnienie.

SCENA V
Anioł.

Anioł bez skrzydeł, zaniedbany. Pijany. Podchodzi do barku, nalewa sobie.
ANIOŁ: (pijąc) Za zdrowie młodej pary. No, to mamy happy-end. Pół roku… Niesamowite. Ja sobie mogłem mówić, i mówić, i mówić… (powtarza coraz bełkotliwiej, pije mamrocząc “zdrowie”) A ona… (pstryka palcami) Gdzie anioł nie może tam babę pośle… (śmieje się pijacko, histerycznie, śmiech przechodzi w płacz) A mnie zostawili, zostawili. Samego. Albo ten Anioł, albo ja… wredna baba. (pije mamrocząc “zdrowie”, szlocha) Tylko nie ten pijaczyna i hazardzista. Co z niego za stróż? (pije mamrocząc “zdrowie”, coraz bardziej się nad sobą rozczula) Ledwie przestałeś grać i pić, on cię znowu pociągnie na dno. Upadły Anioł. Całymi dniami w kasynie siedzi. Roboty swojej nie wykonuje, tylko pije i gra. (pije mamrocząc “zdrowie”, szlocha) A jak ja miałem nie siedzieć w kasynie, skoro on nie chciał już ze mną grać? Taki się święty zrobił. Póki graliśmy w domu było w porządku. To na zapałki, to na guziki, żeby się nam nie nudziło. A w kasynie to już tylko forsa i forsa. (pije mamrocząc “zdrowie”; z rozczuleniem) A jaka ona śliczniutka dzisiaj była. Taka bialutka i koronkowa. (z wyrzutem) Wredna małpa. Zabierzcie go stąd. Zabierzcie. Ten pan nie był zaproszony! (chlipie) Anioł, ha, ha, jaki anioł? Gdzie masz aureolę i skrzydła, aniołku? (po chwili ciszy) Za tę aureolę to ładny grosz dostałem, że złota. Poszło. A za skrzydła, to już psie pieniądze, wstyd. (rozczulając się) Takie dobre skrzydła… A że jedno trochę złamane? I że trochę brudne i wymięte, to cóż… No, fakt, trochę się sponiewierały… biedne skrzydełka… Wieczorem były jeszcze dobre, a rano już coś nie bardzo, ciekawe co się stało… (płacze) Moje kochane skrzydełka! (pije mamrocząc “zdrowie”) Ech. Przecież to i tak oryginalne skrzydła anielskie, nie jakieś tam podróby. Troszkę sfatygowane (rozmazując się coraz bardziej) ale przecież jeszcze do użytku. Można sobie było polatać. Jak ja teraz będę latał? Jak ja teraz do nieba wrócę? (pije prosto z butelki, siada na fotelu, zanosząc się od płaczu; po chwili zaczyna zasypiać; mamrocze sennie, światło powoli zamiera) Ale to nic, to nic, ja się jeszcze odegram. Jutro się na pewno odegram. I odkupię moje biedne skrzydełka. Jutro… na pewno jutro…