Medea

Obca jestem. Obca w obcym kraju.
Mam krew na rękach.
Nie ma dla mnie miejsca wśród ludzi.
Bogowie, wspomóżcie mnie.

Noc mnie spowija. I gwiazdy w niej nie świecą. Morze jest przeciwko mnie. Wszystko się miesza. Przeszłość Przyszłość i Teraźniejszość są teraz. Zabiłam czy zabiję? Ile można poświęcić dla miłości?

Noc jest we mnie.

Bogowie, nie zrobiłam nic przeciw wam. Nie przekroczyłam żadnego z zakazów. Znam prawa boskie, jestem kapłanką.

Jestem kapłanką obcych bogów.
Jestem kapłanką bogów Kolchidy.
Jestem obcą kapłanką w obcej ziemi.

Oczy, czyjeś oczy… Czyje to oczy? Matki… ojca… moje? Brata? Skąd w nich tyle przerażenia, skąd w nich cień śmierci nadchodzącej, skąd w nich błysk wznoszonego noża? Bogowie, przyjmijcie ofiarę złożoną na ołtarzu miłości.

Mam krew na rękach.

Czy to krew zwierząt złożonych bogom na ołtarzu, czy to krew ludzka. Tak trudno rozróżnić. Czyja to krew?

Co może zrobić kobieta zakochana. Ile poświęcić można dla miłości?
Co może zrobić kobieta porzucona. Ile poświęcić można dla nienawiści?

Życie.

Noc jest we mnie i wokół mnie. Ja – wnuczka Słońca – ginę w mroku nocy. Nie odróżniam w niej twarzy ni kształtów. Nie wiem, gdzie jestem. Pośrodku morza czy dżungli. Na ziemi na Olimpie czy w Hadesie. Pomiędzy ludźmi czy bogami. Czy sama. Tamte oczy – czyje były? Ciemność mnie pochłania. Kochanek? Kobieta? Dziecko? Noc spowiła moje myśli. Niczego nie wiem, niczego nie pamiętam. Boję się. Boję się. Boję się. Heliosie!

Heliosie!

Blask słońca. Nowy dzień. Zły miałam sen. Heliosie odpędź jego okruchy z moich oczu, z moich myśli, z mego serca. Odpędź czarny strach.

Zły sen minął. Jesteś kapłanką. Złóż bogom ofiary, Medeo.
A potem idź do sali tronowej. Jesteś córką króla tej krainy. Przywitaj załogę statku z obcych ziem, który dziś zawinął do kolchidzkiego portu.